Kampanie społeczne, mające uwrażliwiać nas na przemoc domową, pokazują zwykle mężczyznę jako znęcającego się nad żoną i dziećmi potwora, kobitę natomiast jako jego ofiarę. Przykładem tego była kampania „Bo zupa była za słona”. W budynkach sądów wisiały natomiast swego czasu plakaty z wizerunkiem mężczyzny w krawacie za kratkami i napisem „Przemoc wobec kobiet jest przestępstwem. STOP”. Wywołuje to jednoznaczne skojarzenie: każdy mężczyzna to sadysta. Także ten na co dzień uśmiechnięty, dobrze ubrany i lubiany w pracy przez koleżanki.

Tymczasem przestępstwem jest w takim samym stopniu przemoc wobec mężczyzn, która jest zjawiskiem równie realnym, choć się o niej nie mówi. Ofiary przemocy domowej zwykle wstydzą się przyznać komukolwiek do tego co je spotkało (choć to nie one mają powód do wstydu). Szczególnie wyraźne jest to w przypadku mężczyzn. Pobita przez męża kobieta budzi litość i otrzymuje status ofiary. W odwrotnej sytuacji, mężczyzna wzbudza najwyżej politowanie, a zazwyczaj po prostu śmiech. Także gdy decyduje się zgłosić sprawę na policję. Zdarza się, że policjanci odmawiają przyjazdu na interwencję, gdy prosi o nią mężczyzna bity przez swoją żonę.

Doświadczający przemocy psychicznej lub fizycznej mąż może oczywiście się rozwieść, wtedy jednak niemal z całą pewnością sąd przyzna prawo do opieki nad dziećmi matce, ponieważ polskie sądy rodzinne wydają się często wychodzić z założenia, że lepsza najgorsza matka niż najlepszy ojciec